Podpowie, co zbadać, z czym udać się do lekarza i jakiego specjalistę odwiedzić. Dr Google to już nieodłączny element diagnostyki i (samo)leczenia w Polsce, jednak w czasie pandemii wyrósł mu ogromny konkurent: dr Instagram.

 

Jakiekolwiek objawy wpiszesz w wyszukiwarce Google, w wynikach otrzymasz, że chorujesz na raka lub inną poważną, zwykle nieuleczalną chorobę – brzmi jak żart, choć niejednokrotnie internetowe interpretacje objawów czy wyników badań zjeżyły włos na głowie. Oczywiście, dr Google to sól w oku lekarzy, bo czy internetowe porady mogą zastąpić poważną diagnostykę, a nadinterpretacja wyników badań – chłodne spojrzenie lekarza na problem medyczny?

Aż chce się krzyczeć: NIE, tylko zawsze jest jakieś „ale”. W końcu niejeden raz słyszeliśmy historie o pacjentach z bagatelizowanymi przez lekarzy objawami, którzy zasięgając rady u dr Google'a postanowili przebadać się na własną rękę. Niekiedy uratowało im to życie, a objawy nazywane przez lekarzy psychosomatycznymi okazywały się wynikać z mniej lub bardziej poważnych schorzeń.

Każdy medal ma jednak dwie strony, także ten sławny dr Google, który może i podpowiada, ale na pewno nie leczy. Już lata temu ukuto zresztą termin cyberchondria, który oznacza nic innego, jak nadmierne zamartwianie się swoim zdrowiem, wynikające z poszukiwania w internecie informacji na temat niepokojących objawów.

I tu wreszcie wkracza dr Instagram – na pierwszy rzut oka jedynie źródło inspirujących fotografii, ale jeśli przyjrzeć mu się bliżej, można znaleźć tu prawdziwe perełki. Obok podróżników, trenerów personalnych, lifestylowych influencerek, kucharzy amatorów, fashionistek i po prostu młodych gwiazd ekranu są także oni – medinfluencerzy. Z nieco mniejszym (z uwagi na liczbę followersów) wpływem na społeczność, ale za to z ogromną wiedzą i prawdziwą misją: działać zgodnie z EBM i walczyć z dezinformacją.

 

Dr Instagram, czyli medinfluencerzy w akcji

Od konta do konta, przez kolejne posty, odwiedzając kolejnych medinfluencerów, aż nie chce wracać się do najsłynniejszego „lekarza” w Polsce, czyli dr Google'a, który może i na pewne pomysły naprowadza, ale jednak głównie straszy, a niekiedy i wprowadza w błąd. Źródeł nagłej, a przynajmniej rosnącej popularności medyków na Instagramie, które zadają kłam wielu internetowym poradnikom, newsom i pochopnym diagnozom, należy poszukiwać jednak nie w niedoskonałości dr Google'a.

Być może to efekt pandemii, podczas której internauci zapragnęli zdobyć informacje u źródła. Może wrodzona ciekawość, która kazała nam podejrzeć pracę medyków w tym wyjątkowym, trudnym czasie, jaką okazała się właśnie pandemia. Najprawdopodobniej jednak każdy z followersów medinfluencerów miał ku temu własne powody.

Owszem, część lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych zaczęła działać na Instagramie już wcześniej, ale trudno nie dostrzec, że popularność ich profili eksplodowała właśnie w czasie tej nierównej walki z nowym wirusem. Nawet internauci dostrzegli, że informacji o przebiegu choroby, profilaktyce, leczeniu i wszystkim tym, co dotyczyło pandemii, należy poszukiwać u źródła, czyli u tych, którzy pracują na pierwszej linii frontu walki z Covid-19.

Liczba obserwujących profile medyczne nieustannie rosła, ku uciesze medyków, którzy swój zasięg wykorzystują w słusznym celu: pokazując niekiedy przykrą rzeczywistość, ujawniając, jak skonstruowany jest nasz system ochrony zdrowia, a przede wszystkim: edukując.

 

Co robią medinfluencerzy na Instagramie?

Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja – to główny cel medinfluencerów, choć aby nie było tak patetycznie, warto dodać, że nie brakuje im poczucia humoru. Trudno szukać u nich poważnego tonu, do jakiego przyzwyczailiśmy się w gabinetach lekarzy rodzinnych oraz nadmiernego pouczania, które mogłoby sprawić, że pacjent po raz kolejny czułby się, jakby nie miał nic do powiedzenia. Wróćmy jednak do edukacji, bo to właśnie dzięki medykom na Instagramie do świadomości odbiorców zaczęła docierać waga EBM, czyli Evidence Based Medicine (medycyna oparta na dowodach).

Dzięki medykom dla coraz to kolejnych pacjentów punktem odniesienia przestały być niezweryfikowane informacje, a stała się EBM, która opiera się na aktualnych dowodach naukowych, pochodzących z badań klinicznych i znajdujących zastosowanie w praktyce klinicznej, na bazie których opracowywane są wytyczne i stanowiska ekspertów.

Na efekty działań medinfuencerów nie trzeba było długo czekać. Na fali popularności „instagramowych” medyków w Polsce zaczęło działać pierwsze stowarzyszenie weryfikujące wiarygodność informacji medycznych przekazywanych w mediach – Polskie Towarzystwo Mediów Medycznych (@ptmediow_medycznych).

Z jego pomocą znacznie łatwiej dotrzeć do zweryfikowanych kont medyków na Instagramie i poznać pewne zasady ich działalności. PTMM ma też kolejną misję – głosem medyków walczy z dezinformacją. Dotyczy to nie tylko teorii spiskowych, ale i porad, jakich udzielają niezwiązani z medycyną influencerzy. Do tego trendu odniosła się nawet Róża Hajkuś (@roza_lekarkadladzieci) na TEDxKoszalin, dając świetne wystąpienie „Medycyna oparta na celebrytach” o udzielaniu porad pseudomedycznych i propagowaniu pseudomedycznych środków przez osoby znane, ale niemające pojęcia o medycynie.

 

Medinfluencerzy na straży zdrowego rozsądku

O czym pamiętać jako odbiorca tworu roboczo nazwanego Dr Instagram? Lekarze leczą w gabinetach i szpitalach, nie w serwisach społecznościowych.

Owszem, edukują pacjentów, niekiedy prezentują jak pewne procedury wyglądają zza kulis, przybliżają ciekawe przypadki z SOR-u, zasady funkcjonowania systemu, w tym POZ czy obalają mity, jak choćby ten, że wapno leczy alergie. Jednak, działając zgodnie z ogólnie przyjętymi w swoim środowisku normami, nie reklamują cudownych preparatów na wszystko, nie udzielają porad medycznych w prywatnych wiadomościach, zapytania o diagnostykę odsyłają do lekarzy choćby w przychodniach podstawowej opieki zdrowotnej. Prędzej przeczytamy u nich, dlaczego zakup modnych aktualnie suplementów jest stratą pieniędzy niż znajdziemy zachętę, by kupić jakikolwiek cudowny środek na problemy zdrowotne. Powód? Bo medycyna to nie cud, ale nauka i wiedza, którą zdobywali przez lata studiów i stażów oraz praktyki klinicznej.

Medinfluencerzy, osoby z wykształceniem medycznym, które edukują za pomocą mediów, budzą zaufanie, bo ich posty są poparte wiedzą i doświadczeniem. Dlaczego jeszcze internauci im ufają? Lekarze, pielęgniarki, ale też ratownicy medyczny, którzy mówią wprost, z czym należy wybrać się przychodni POZ, a z czym na oddział ratunkowy, biorą odpowiedzialność za to, co piszą w internecie.

Profile na Instagramie są niejako ich wizytówką, ale już nie reklamą ich usług medycznych. Co więcej, medinfluencerzy podejmują się też tematów trudnych, jak walka z przewlekłym bólem, diagnostyka chorób nowotworowych. Oswajają ludzi z tematem depresji, pokazują, co robić, by nie trafić na SOR (ot, choćby słynna „kampania” ratownika Janka Świtały @yanek43 na rzecz noszenia kasków podczas jazdy rowerem i hulajnogą), uczą zasad pierwszej pomocy, tłumaczą, jak duży jest w Polsce dług zdrowotny i sprzeciwiają się normalizacji otyłości, która stanowi coraz częstszy problem wśród naszych rodaków.

Medycy na Instagramie edukują także przyszłe kadry (@twojdyzur.pl), wspierają studentów kierunku lekarskiego, a nierzadko przyznają się i do słabości czy porażek lub po prostu opowiadają, jak kręta bywa droga do znalezienia właściwej diagnozy. Przerzucając się na kierunek Dr Instagram, pełen osobistych historii i rzeczywistych przypadków medycznych, czasem łatwiej znaleźć tu siebie jako pacjenta i zauważyć, u jakiego specjalisty szukać rozwiązania swoich problemów zdrowotnych lub wręcz przeciwnie – dostrzec, że rozwiązanie jest pod nosem, np. w zmianie trybu życia i nawyków żywieniowych.