Olga Nylec jest przykładem osoby, która łączy w życiu wiele ról. Gdy nie trenuje psów, uczy dzieci we własnej szkole koszykarskiej, sędziuje na zawodach dla czworonogów lub projektuje własną biżuterię. Sprowadziła i rozpowszechniła w Polsce amerykańską dyscyplinę "Rally-o", czyli posłuszeństwo psie na luzie. W wywiadzie dla Zatoki Piękna opowiada o swoich pasjach, co dobrego z nich wypływa i skąd czerpać energię na nowe wyzwania?
Małgorzata Trejtowicz: Jesteś trenerką psów i sędzią na zawodach “Rally-o”, czyli posłuszeństwa psiego na luzie, prowadzisz szkółkę koszykarską, projektujesz biżuterię - wiele jak na jedną osobę. Wielość zajęć wynika z Twojego temperamentu, czy raczej doskonałej organizacji czasu?
Olga Nylec: Z obu tych rzeczy… Faktycznie robię dużo rzeczy na raz i bez dobrej organizacji nie byłabym w stanie dopinać swoich projektów. I rzeczywiście jestem osobą, która nie potrafi siedzieć i nic nie robić. Do głowy wciąż przychodzą mi nowe pomysły, ale wraz z wiekiem nieco zwolniłam tempo i realizuję nowe projekty jeden po drugim.
Nie boisz się robić czegoś po raz pierwszy, a nawet jako pierwsza osoba w Polsce. Tak było z amerykańską dyscypliną szkolenia psów “Rally-o”. Postanowiłaś sprowadzić ją do Polski.
Zgadza się. To był jeden z wielu przypadków, gdy do działania zainspirowali mnie ludzie, z którymi pracowałam. Zdarzyła mi się grupa wyjątkowo ambitnych kursantów w mojej szkole dla psów PSIOK. W pewnym momencie wyczerpał nam się repertuar i postanowiłam wprowadzić na zajęcia elementy “obedience”, czyli sportowego posłuszeństwa. Wystartowałam nawet na próbę w zawodach z moim labradorem LeBronem i - o dziwo - zajęłam drugą lokatę. Tym samym udowodniłam kursantom, że nie taki diabeł straszny.
Jednak zależało mi na mniej restrykcyjnej dyscyplinie, która nadawałaby się także dla czworonogów, które niekoniecznie biorą udział w zawodach. W sieci natknęłam się na “Rally-o”, czyli psie posłuszeństwo na luzie. Ponieważ nikt nie praktykował jej w Polsce, skontaktowałam się z twórcą, Charlesem L. Kramerem. I dostałam oficjalne pozwolenie na wprowadzenie dyscypliny w Polsce.
Brzmi to nieskomplikowanie, ale założę się, że pomysł nie wszedł w życie z dnia na dzień.
To prawda. Tłumaczenie regulaminu zajęło mi dwanaście miesięcy. Był rok 2011, a ja w lutym urodziłam synka Dawida. Kiedy dziecko spało, ja przekładałam zasady dyscypliny na język polski. Nowe przedsięwzięcie dodawało mi energii. Byłam podekscytowana i dzisiaj myślę, że był to idealny czas na pracę teoretyczną. Musiałam między innymi opracować i zaprojektować tabliczki z symbolami, które oznaczają konkretną czynność lub czynności, które pies ma za zadanie wykonać.
Sama dyscyplina spotkała się z niezwykle entuzjastycznym przyjęciem. Pierwsze seminarium i zawody “Rally-o” zorganizowałam na prośbę organizacji pomagającej osobom niepełnosprawnym. Okazało się, że każdy wyszkolony pies, który potrafi chodzić na luźnej smyczy przy nodze czy reaguje na przywołanie przez właściciela, czyli wykonuje podstawowe polecenia, jest w stanie poradzić sobie z zadaniami posłuszeństwa na luzie. A jednocześnie zasady nie są tak restrykcyjne jak na typowych zawodach “obedience”: na przykład polecenie można powtórzyć kilka razy bez punktów karnych. Atmosfera jest dzięki temu znacznie mniej stresująca. Sprzyja dobrej zabawie psa i właściciela.
Dzisiaj w całej Polsce są już wyszkoleni sędziowie i asystenci “Rally-o”. Moje seminaria odbywają się na terenie całego kraju - od północy po południowe krańce. Założyłam też Stowarzyszenie Rally Obedience, aby usystematyzować struktury działalności. Ale zaczęło się od jednego maila do pana Kramera.
Prócz dyscypliny “Rally-o” promujesz w ogóle aktywny styl życia z psem. Nie brakuje Ci czasem energii na to, żeby wyjść w mróz na kilka godzin, żeby przeprowadzić trening?
Wręcz przeciwnie. Właściciele psów zgodzą się ze mną, że spacer z czworonogiem dodaje mnóstwo energii. Nie chodzi tylko o dotlenienie. Choćby nawet padał deszcz, to mamy towarzystwo wesołego, machającego ogonem towarzysza, który tylko czeka, żeby rzucić mu piłeczkę, czy wspiąć na jakąś górkę.
Świetną zabawą jest dogtrekking, czyli spacer z psem po lesie w poszukiwaniu punktów kontrolnych umiejscowionych na mapie i odnalezienie ich w terenie. W zawodach dogtrekkingowych, które organizuję, biorą udział zarówno dorośli, jak i dzieci. Pies motywuje do ruchu i do wspólnego spędzania wolnego czasu. A mnie mój pies motywuje też do biegania, choć chwilowo, z racji zaawansowanej ciąży, nie praktykuję joggingu.
Dużo się ruszasz. A co z dietą? Masz jakiś patent na zdrowie i odporność?
W tej kwestii zaufałam znajomej dietetyczce, która opracowała specjalny jadłospis na czas ciąży. Zależało mi, by w tym newralgicznym czasie zadbać o zdrowie swoje i córeczki, która zresztą lada chwila przyjdzie na świat. Nie były to żadne szokujące zmiany. Jako aktywna Mama mam uważać na przejadanie się, nie jeść słodyczy i stosować zróżnicowaną dietę pełną warzyw i owoców. Łykam też suplementy w formie witamin. Czyli właściwie są to zasady dla każdej aktywnej kobiety.
Przed Tobą kolejny debiut - tym razem jako projektantki własnej linii biżuterii “Redog”. Skąd inspiracja do tego projektu?
W dużym skrócie - postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Jestem fanką psów, mam labradora LeBrona oraz border collie Jordan. Zawsze poszukiwałam gadżetów związanych z czworonogami - kubków, koszulek czy właśnie biżuterii. A biżuterii z motywem psów właściwie nie ma na polskim rynku. Postanowiłam zaprojektować własną linię - z myślą o sobie, a także wielu znajomych osobach, które kochają zwierzęta i chętnie sprawiłyby sobie taki prezent.
Mój Mąż wspiera mnie od strony graficznej, przygotowując zaprojektowane przeze mnie kształty zwierząt, a podwykonawca je wycina. Resztę robię już własnoręcznie.
Zobaczcie debiutancką linię biżuterii "Redog"
A co ze szkółką koszykarską? Założyłaś ją razem z Mężem z myślą o 6-letnim synku Dawidzie.
Dawid, odkąd pamiętamy, uwielbiał ten sport. Kiedy miał 1,5 roku, zabrał małą piłeczkę naszemu labradorowi LeBronowi i przez półtorej godzinie wsadzał ją do zabawkowego kosza. Od tamtej pory staramy się wspierać Jego pasję. A ponieważ w naszej okolicy nie ma szkółki koszykarskiej dla dzieci w przedziale wiekowym 4-7 lat, wynajęliśmy salę, trenerkę i daliśmy ogłoszenie, że szukamy dzieci do “drużyny”. Działamy od września zeszłego roku. Nie jest to biznes przynoszący dochody, ale też nie o to nam chodziło. Mamy satysfakcję z faktu, że robimy coś rodzinnie, że Dawid rozwija sportowe umiejętności.
Ja oraz mój Mąż jesteśmy zresztą zapalonymi kibicami koszykówki, zwłaszcza amerykańskiej ligi NBA. Nasze psy noszą imiona koszykarzy: LeBrona oraz Jordana. Więc na dobrą sprawę realizujemy swoją pasję, ucząc dzieci gry.
Jakiej rady jako posiadaczka własnego biznesu udzieliłabyś kobietom, które pragną założyć swoją firmę?
W obecnych czasach w pierwszej kolejności radziłabym napisać rzetelny biznesplan, a dopiero potem porzucać aktualną pracę. Sprawdzić, czy na rynku istnieje popyt na naszą usługę. Istnieje mnóstwo możliwości samorealizacji, ale też konkurencja jest ogromna. Trudno wymyśleć coś innowacyjnego i niewymagającego zainwestowania dużych pieniędzy, żeby biznes zaczął przynosić dochody. Im więcej przygotowań, tym lepiej.
Oczywiście niespodzianki zawsze się zdarzają. Na początku działalności mojego własnego biznesu, miałam pomysł na prowadzenie agencji wynajmującej wyszkolone psy do filmów. A potem okazało się, że właściciele są tak dumni z faktu, że ich pupil może wystąpić na ekranie, że udostępniają je za darmo. Szybko zmieniłam więc kierunek biznesu, skupiając się na szkoleniach. Elastyczność jest nieodzowną cechą przy prowadzeniu własnego biznesu.
Widać, że otaczający Cię ludzie: rodzina, współpracownicy są dla Ciebie inspiracją do działania.
To prawda. Nawet jeśli seminarium trwa cały weekend i fizycznie jestem nieco utrudzona, to energia, którą dostaję od uczestników wykładów, daje mi “powera” na cały tydzień. Nakręca mnie przebywanie z ludźmi, którzy podzielają moją pasję, zwłaszcza, jeśli mogę ich czegoś nauczyć.
W ogóle w życiu podzielam kierowanie się intuicją w kwestii doboru ludzi, którymi się otaczamy. Jeśli kogoś nie lubimy, nie udawajmy przyjaźni. To paradoksalnie pozbawi nas energii.
Koncentrujmy się na ludziach, którzy dają nam pozytywną energię, zachęcają do działania, sprawiają, że chcemy się rozwijać.
Zdjęcia do wywiadu: Zbigniew Skupiński Aberracje aberracje.eu