- Moje pierwsze zetknięcie z jogą miało miejsce w lokalnym klubie fitness w Jakarcie - wspomina Michał Głuszek, jeden z zaledwie pięciu nauczycieli w Polsce z dyplomem RYT 500 Yoga Alliance USA, który jogę studiował w Indonezji, Chinach, Birmie, wreszcie u samych źródeł: w indyjskich Himalajach. Tłumaczy, że jodze obcy jest pośpiech i rywalizacja: - To indywidualna praktyka dążenia do doskonałości.
Piotr Puchalski: Czy ćwiczenia jogi mogą uchronić nas przed przedwczesnym starzeniem się?
Michał Głuszek: A gdybym powiedział, że rzecz nie w tym, żeby się nie starzeć, ale by zaakceptować przemijanie i śmierć? (śmiech)
Ale spokojnie, są w jodze i dobre wiadomości dla jej mniej filozofujących adeptów. Mówi się, że człowiek jest tak młody, jak jego kręgosłup. A właśnie kręgosłup jest, szczególnie w początkach praktyki jogi, przedmiotem najintensywniejszej i wielowymiarowej pracy. Edukacja fizyczna w naszym kręgu kulturowym, wydaje się, nie rozwija w nas właściwej świadomości ciała. Na to nakłada się tryb życia, z często siedzącą pracą, nieprzemyślanym odżywianiem się i stresem. Człowiek do pewnego momentu nie zauważa, że zaczyna, że tak powiem, rdzewieć. A kiedy około trzydziestki uświadamia sobie, że nie może już tego, co kiedyś, albo rzuca się w zbyt forsowny trening, by udowodnić sobie, że jednak może, albo z rezygnacją akceptuje swój stan, uważając go za naturalny i nieodwracalny. W obu przypadkach – nie tędy droga! Przy zrównoważonym, wszechstronnym treningu, a takim jest praktyka jogi, w świetnej formie można pozostać do późnej starości. Tyle, w skrócie, w kwestii ciała. Z umysłem sprawa jest bardziej złożona, ale i tu joga przychodzi nam w sukurs. Spojrzenie na świat z innej perspektywy, nawet dosłownie, choćby ze stania na głowie, utrzymuje w nas młodzieńczą chęć zabawy. Eksperymentowanie z własnym ciałem i rozwijanie jego możliwości sprawia, że czujemy się pełni życia i – wracając do pytania – w pewnym sensie wiecznie młodzi.
Można ćwiczyć jogę, nie obwieszając się koralikami i nie recytując, czasem bezmyślnie, sanskrytu?
Można by powiedzieć, za Patanjalim, nieco przewrotnie odnosząc się do twojej „recytacji sanskrytu”, że yogas citta vritti nirodha: joga jest uspokojeniem fluktuacji umysłu. Jest drogą do samadhi, swego rodzaju oświecenia. Oryginalny cel całej fizycznej części praktyki jogi to przygotowanie ciała do długotrwałego trwania w stanie medytacji, która znów jest narzędziem właśnie do osiągnięcia samadhi.
Czy więc jeśli, na przykład, praktykujemy jogę w wymiarze czysto fizycznym, tylko z uwagi na jej skuteczność, na to, że jest wszechstronnym treningiem budującym wytrzymałość, siłę, elastyczność i balans, popełniamy jakieś świętokradztwo? Nie. Po pierwsze, joga to nie religia. To indywidualna praktyka dążenia do doskonałości. Nie ma jogowych biskupów, którzy mogliby nam powiedzieć, że odstąpiliśmy od jedynej właściwej drogi i albo szybko się zreflektujemy, albo nasza joga to już nie joga. Ewolucja jogi w świecie Zachodu jest częścią jej adaptacji do zmieniającego się świata. Po drugie, przesadna fascynacja „wschodnią” oprawą jogi może być według mnie raczej przeszkodą niż wsparciem na drodze do własnego rozwoju. Wielu z nas na przykład, ludzi Zachodu, osiąga pewien medytacyjny dystans i głębię myślenia w ruchu: chodząc po górach czy biegając po lesie. Nie ma potrzeby, by z tym walczyć i na siłę wtłaczać się w pozycję lotosu, tylko dlatego, że tak się robi w Azji. Po trzecie, trudno oczekiwać, by świeżo zakochani ludzie pałali do siebie pożądaniem, bo w głowie kołacze im się perspektywa reprodukcji i przedłużenia gatunku. Ludzie chcą seksu – reprodukcja przychodzi jako nie zawsze uświadomiona konsekwencja tej potrzeby. Analogicznie, trudno oczekiwać, by ludzie przychodzili na swoje pierwsze zajęcia jogi z planem osiągnięcia oświecenia. Zaczyna się z potrzebą rozciągnięcia się i wyciszenia, a w miarę upływu czasu – sky’s the limit, jak to się mówi. W praktyce jogi każdy odnajduje coś innego, swojego, coś, czego na tym etapie życia i rozwoju potrzebuje. Pamiętajmy, że w pierwotnych założeniach dążenie jednostki do samadhi planowano nawet nie na ileś lat, ale na ileś... żyć. Odpuśćmy sobie pośpiech i presję.
Poszukiwałeś wiedzy u samych źródeł, w Indiach. Myślisz, że obecnie nauczyciele w Polsce, tacy jak ty, mogą działaś bez żadnych kompleksów, a ich uczniowie nie potrzebują już tego typu podróży?
W tym pytaniu widzę dwa zupełnie osobne zagadnienia. Pierwsze to kompleksy, których mieć nie ma potrzeby. Mnie do Indii było, ponieważ kawał życia spędziłem w Azji, po prostu... po drodze. W Polsce natomiast działa wielu dojrzałych, mądrych nauczycieli jogi, z doświadczenia których można pewnie czerpać przez lata. Moja najświeższa jogowa fascynacja to Lwów: nie Polska wprawdzie, ale jednak bardziej „tu”, niż „tam”. Joga we Lwowie to, swoją drogą, mój plan na pierwsze dwa tygodnie wakacji.
Podróż do Indii, albo raczej po Indiach, to zupełnie inna sprawa. Indie to szkoła podróżowania, a po części i życia, sama w sobie. Obserwując to wyjątkowe, multikulturowe i nadal bardzo zhierarchizowane społeczeństwo, łatwiej pojmujemy podwaliny tamtejszej religijności, w tym podwaliny hinduizmu i buddyzmu, oraz filozofii życia, w tym jogi. Paradoksalnie, wracając do poprzedniego pytania, podróż po Indiach może nas niejako wyleczyć z zauroczenia jarmarczną oprawą jogi: pozwolić nam na przepracowanie i zrewidowanie wizji własnego rozwoju.
Mógłbyś opowiedzieć, jakie elementy zaczerpnąłeś od jakich mistrzów lub kto cię zainspirował, by twoja praktyka i prowadzone przez ciebie zajęcia wyglądały tak, jak wyglądają?
Moje pierwsze zetknięcie z jogą miało miejsce w lokalnym klubie fitness w Jakarcie, w Indonezji, gdzie mieszkaliśmy przez pół roku. Prawdę mówiąc, nie wiem nawet, jak miała na imię nauczycielka, której angielski kończył się z grubsza na ‘inhale’ i ‘exhale’. Pamiętam jednak, jaką radość sprawiły mi pierwsze krople potu kapiące na zakurzoną matę w dusznej sali. Pamiętam, jak myśląc, że zaraz exhale-uję ducha, trwając w jakiejś morderczej pozycji, napotykałem wzrokiem uśmiech nauczycielki i słyszałem jej lekko ironiczne ‘re-laaax’. Tak rozpoczęła się moja fascynacja power yogą. I takich właśnie doświadczeń staram się dostarczać swoim klientkom i klientom.
Ile jogi jest w twoim prywatnym życiu? Chodzi mi o to, czy joga jest twoją jedyną, największą pasją, czy też zachowujesz balans.
Joga to dla mnie właśnie balans. I jest dla mnie elementem balansu w życiu, nie życiem samym w sobie. Jako psycholog, a do tego sceptyk i do pewnego stopnia cynik – a może po prostu dlatego, że moje życie płynie relatywnie spokojnie – jestem wręcz nieco uczulony na obijanie się po ścianach, nagłe porzucanie jednej drogi i bezrefleksyjne oddawanie się innej. Joga daje nam pewne przetestowane przez tysiąclecia i – przy intelektualnym przepracowaniu jej filozoficznych założeń – bardzo zbieżne ze współczesną psychologią wskazówki co do tego, jak żyć, by czerpać z owego życia radość i satysfakcję. Jeśli jednak, w myśl jakichś sztucznie wypracowanych ograniczeń, mamy odmawiać sobie możliwości spotkania się z przyjaciółmi przy winie – po co nam cały ten wysiłek?
Masz jakieś rady dla osób początkujących? Widząc wyczyny mistrzów i starszych uczniów można się nieco speszyć...
Joga to praktyka indywidualna – to jest moja podstawowa rada i w pewnym sensie założenie filozoficzne, nastawienie, z którym według mnie warto przyjść na swoje pierwsze zajęcia. Nawet jeśli na sali jest sto innych osób, ćwiczymy z własnym ciałem i dla siebie – w ramach swoich możliwości, starając się – choć z początku może to być trudne, wszak wyrośliśmy w kulturze, w której aktywność fizyczna jest nierozerwalnie związana z rywalizacją – nie porównywać się z innymi. Kluczowe jest, by pracować w okolicach granicy swoich możliwości: dawać z siebie wszystko, ale jednocześnie z uśmiechem akceptować aktualne ograniczenia swojego ciała. Odpowiednie po temu warunki staramy się stwarzać na naszych zajęciach. Każdą, nawet najbardziej podstawową asanę, czyli pozycję, możemy z zajęć na zajęcia eksplorować coraz dogłębniej zarówno na poziomie fizycznym, jak i umysłowym. Do nawet najbardziej na pierwszy rzut oka zaawansowanych, „peszących”, pozycji można do pewnego stopnia podejść: część praktykujących zaczyna na przykład przygodę ze staniem na głowie od wzmacniania tricepsów, część może w tym samym czasie pracować nad unoszeniem jednej nogi, część wchodzi w stanie z asekuracją, a część czuje się na tyle pewnie, by wymyślać coraz bardziej złożone wariacje. Wszystko w ramach tej samej grupy. Możliwości są nieograniczone, a „wyczyny mistrzów”, jak to określiłeś, powinny być inspiracją i źródłem pomysłów, wizją tego, gdzie będziemy za jakiś czas – nie kubłem zimnej wody.
Gdzie można cię spotkać, by uczyć się jogi?
Większość zajęć, w tym power yogę i aerial yogę, prowadzimy w Klubie Impuls Fitness przy alei Grunwaldzkiej 229. Tam też już wkrótce rozpoczniemy, w ramach współpracy ze szkołą Fitness Activity, szkolenia dla przyszłych i już działających instruktorów jogi i aerial yogi. Prowadzimy też raz w tygodniu grupę w Premium Fitness & Gym przy ulicy Cienistej 30 na Chełmie. Po więcej szczegółów zapraszamy na naszą stronę na facebooku: https://www.facebook.com/yogagdansk. Do zobaczenia na matach – i w hamakach!